West of Sunshine (2017) [7/10]

plakat Znacie? To posłuchajcie...

Solidny, choć dość schematyczny, dramat obyczajowy. Gwiazdka w górę za wspaniałą klimatyczną muzykę autorstwa Lisy Gerrard z Dead Can Dance.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Beautiful Things (2017) [8.5/10]

plakat Paradokumentalny teledysk

Ostatnio bardzo modne jest w kręgach kina "festiwalowego" kręcenie dokumentów, które nie są dokumentami. W których granica pomiędzy rejestracją prawdziwych wydarzeń a kreacją jest rozmyta. Twórcy często nawet nie próbują naprowadzić widzów na właściwy tor, wyjaśniając lub chociażby sugerując, czy oglądamy fabułę udającą film dokumentalny, czy też udziwniony, ale jednak dokument. Innym modnym wariantem takiego nie-dokumentu jest prezentacja zebranego dokumentalnego materiału w formie poetyckiej (lub często niestety grafomańskiej) impresji zastępującej jakikolwiek komentarz, który by wyjaśniał, co tak naprawdę oglądamy. Bardzo często eksperymenty takie kończą się fiaskiem ("Las letras", "Esa era Dania", "Meteorlar") - często właśnie z powodu owej niejednoznaczności, utrudniającej odbiór filmu i jego interpretację. Są jednak wyjątki, gdzie twórcy wychodzą z takiego eksperymentu obronną ręką ("The Amazing Truth About Queen Raquela", "Makala"). "Beautiful Things" należy na szczęście do tej drugiej kategorii.

Film na pozór przedstawia historie czworga ludzi wykonujących niecodzienne zawody. Van pracuje na polach naftowych w Teksasie. Danilo jest głównym mechanikiem na olbrzymim kontenerowcu. Andrea jest naukowcem, specjalistą od dźwięku, spędzającym znaczną część życia w komorze bezodbiciowej. Wreszcie Vito pracuje w spalarni śmieci. Jeśli komuś przyszedł teraz na myśl znakomity dokument "Workingman's Death" Michaela Glawoggera, jest to oczywiście dobry trop, jednak traktowanie "Beautiful Things" jako li tylko suplementu do tamtego obrazu byłoby wielce krzywdzące dla jego twórcy. Gdyż dla Giorgio’a Ferrero prezentacja tych - w różny sposób - ekstremalnych zawodów jest jedynie punktem wyjścia dla historii, którą chce nam opowiedzieć. Według zamysłu twórcy, elementem łączącym te wszystkie zawody są rzeczy - piękne rzeczy, które my, obywatele "pierwszego świata" namiętnie gromadzimy. Wiele z tych rzeczy powstaje z przetworzonej ropy naftowej. Następnie są one rozwożone statkami z miejsca produkcji po całym świecie. Są one też testowane - między innymi w komorze bezodbiciowej. Wreszcie, po "śmierci", lądują na wysypisku lub trafiają do spalarni, gdzie w ostatnią drogę wyprawia je czwarty bohater filmu. Te cztery historie spięte są klamrą przedstawiającą scenki z życia tzw. zwykłych ludzi, typowej rodziny z klasy średniej, mieszkającej w niesamowicie zagraconym mieszkaniu, pełnym zbędnych bibelotów.

Wiem, wiem, że w powyższym opisie nie ma nic niecodziennego. Czemu więc "paradokument"? Już wyjaśniam. Otóż z tego filmu nie dowiemy się zbyt wiele o szczegółach pracy tych ludzi, gdyż reżysera nie to interesuje. Jego bohaterowie (o których zresztą w wywiadach mówi "aktorzy") są dla niego tylko środkiem do celu, jakim było stworzenie poetycko-muzycznej impresji na temat konsumpcjonizmu. Monologi wygłaszane przez bohaterów nie są po prostu ich zarejestrowanymi wypowiedziami, lecz zostały napisane przez reżysera/scenarzystę, jak twierdzi, na podstawie rozmów z nimi. Podobnie warstwa wizualna zawiera wiele ujęć i całych scen ewidentnie inscenizowanych. Wszystkie elementy dokumentalne są podporządkowane oryginalnej wizji reżysera.

W tym miejscu muszę napisać kilka słów właśnie o reżyserze, gdyż to jego maestrii zawdzięczamy fakt, że ten dziwny eksperyment zakończył się powodzeniem. Przede wszystkim, Giorgio Ferrero jest nie tylko filmowcem, ale również fotografem i kompozytorem. To pierwsze widać w genialnej kompozycji kadrów, która sprawia, że film jest prawdziwą ucztą dla oczu. Jednak dużo ważniejszy jest ten drugi talent pana Ferrero - muzyczny. Jak sam opowiada w wywiadach - muzyka była dla niego punktem wyjściowym przy pracy nad tym filmem, a dźwięki i ich kompozycja są dla niego równie ważne jak słowa. I to widać - o mój Potworze, jak to widać. Film zaczyna się niewinnie, jak zwykły dokument, po czym z minuty na minutę rozkręca się niczym "Bolero" Ravela, by zakończyć się prawdziwym trzęsieniem ziemi - wgniatającą w fotel industrialną symfonią, gdzie dźwięki idealnie współgrają z obrazem, tworząc coś w rodzaju genialnego teledysku, który mógłby być ilustracją jakiegoś utworu Einstürzende Neubauten lub innego zespołu grającego industrial. Połączenie dokumentalnych zdjęć z muzyką nieodparcie nasuwa skojarzenia z osobą Rona Fricke i myślę, że fani twórcy "Baraki" i "Samsary" oraz współtwórcy "Koyaanisqatsi" powinni niezwłocznie dodać "Beautiful Things" do swojej listy "do obejrzenia". Obraz ten polecam jednak każdemu, kto nie boi się oryginalnych wizji i kinowych eksperymentów, ale dla kogo udane eksperymenty to coś innego, niż arthousowe obserwowanie jak aktorom rosną paznokcie.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Wersety zapomnienia / Los versos del olvido (2017) [8/10]

plakat Interesująca porcja realizmu magicznego prosto z Chile

Fabuła jest trochę dziwna (udziwniona?), ale film ma naprawdę fajny klimacik, pełnokrwistych i oryginalnych bohaterów i jest świetnie zagrany. Naprawdę warto. Polecam.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Zniknięcie / Napadid shodan (2017) [6/10]

plakat Irańskie "Bonnie and Clyde"

Irańskie "Bonnie and Clyde". Dwoje młodych przestępców próbuje uniknąć konsekwencji popełnionej zbrodni. A zbrodnią tą jest seks przedmałżeński.

Para nastoletnich bohaterów błąka się więc w środku nocy po Teheranie, odwiedzając szpital za szpitalem i próbując uzyskać dla dziewczyny pomoc lekarską bez konieczności przyprowadzania męskiego opiekuna panienki, czyli tatusia - pałającego zapewne w takiej sytuacji żądzą mordu za "zhańbienie rodu".

Film jest przyzwoicie zrealizowany, nie jest arthousową piłą i w sumie ogląda się go nieźle. Mnie jednak trochę przeszkadzała absurdalność problemu, który stanowi oś filmu. To znaczy nie zrozumcie mnie źle - islamska ciemnota jest poważnym problemem i to dla całego świata, nie tylko dla biednych irańskich nastolatków. Ale nie podoba mi się rozłożenie akcentów przez twórców tego obrazu. Film jest bowiem nakręcony tak, jakby problem głównych bohaterów nie był absurdalnym rezultatem religijnej patologii, ale jakbyśmy naprawdę oglądali perypetie dwojga przestępców - w Polsce tak nakręcony film mógłby opowiadać o nastolatkach, którzy potrącili kogoś po pijaku samochodem. Bardzo możliwe, że tylko takie rozłożenie akcentów pozwoliło na prześliźnięcie się przez "moherową" cenzurę, ale ja oceniam to co zobaczyłem, a nie to, co być może twórcy chcieliby powiedzieć, gdyby mogli. Gdy pokazuje mi się z pełną powagą kraj, gdzie lepiej być zgwałconą niż kochać się ze swoim chłopakiem, to oczekuję jednak, żeby przekaz płynący z ekranu mówił mi "pssssttt... wiesz, to chore". Tu tego niestety nie dostrzegłem.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Moja Angelika (1999) [4/10]

plakat Jakoś mnie nie porwał

Pomimo poważnej tematyki, film ten pozostawił mnie obojętnym. I to nie tak, że jestem zimnym draniem pozbawionym empatii. Coś tu niestety nie zagrało jak należy - może nie starczyło talentu lub wprawy debiutującemu reżyserowi/scenarzyście? Nie bardzo jestem niestety w stanie wskazać jakieś konkretne zarzuty poza ogólnym wrażeniem, że film nie zrobił na mnie wrażenia. Przy czym mówię tu o wątku prostytucyjno-miłosnym, w założeniu z pewnością mającym mieć największy ciężar gatunkowy. Bo niestety wątek sensacyjno-pościgowy już wrażenie wywarł i tu mogę z czystym sumieniem wskazać, dlaczego jest on nieudany. Twórcom nie udało się w przekonujący sposób pokazać ani ucieczki ani pościgu - mamy wyłącznie chaos bezładnego szwendania się po krzakach i "zwiedzania" opuszczonych ruder. Brak tu jakiejkolwiek dramaturgii ani logicznego ciągu wydarzeń, który można by w napięciu śledzić. Muszę tu przytoczyć wymianę zdań w jakiej uczestniczyłem podczas oglądania tego filmu, bo ona świetnie oddaje wrażenie, jakie na widzu wywiera ten wątek:

- Gdzie oni teraz są???
- W następnej scenie.


Jeśli poczyta się komentarze na portalach filmowych, to sporo osób chwali muzykę Grzegorza Ciechowskiego, jednak mnie ona również nie przekonała - kilka powtarzających się motywów muzycznych zbytnio się narzuca i szybko zaczynają one męczyć - zwłaszcza dynamiczna melodia podkładana podczas scen akcji jest bardzo denerwująca.

Co na plus? Gra aktorska jest przyzwoita. Poruszony został ważny temat. W sumie całkiem zręcznie został rozegrany wątek rozterek narzeczonego. No i film w sumie daje się oglądać bez bólu, co wcale nie jest regułą w polskim kinie, zwłaszcza tym z lat 90-tych. W wolnej chwili można więc obejrzeć, tym bardziej, że jest dostępny za darmo i legalnie na Jutubie.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Dzięcioł (1970) [8.5/10]

plakat Inspiracja dla Barei?

Komedia w stylu Barei, która powstała, zanim sam Bareja zaczął w tym stylu kręcić. "Dzięcioł" powstał w 1970 roku, natomiast pierwszy "barejowski" film - "Poszukiwany, poszukiwana" - Bareja nakręcił w 1972. Oczywiście jest jeszcze drugi film pre-barejowski, zresztą dużo bardziej znany i mimo wszystko lepszy - "Nie lubię poniedziałku" Tadeusza Chmielewskiego - jednak jest on o rok późniejszy od "Dzięcioła", a więc też był wyraźnie inspirowany obrazem Gruzy i Toeplitza.

Moim zdaniem nie ma możliwości, żeby oba te filmy nie miały wpływu na wykrystalizowanie się stylu Mistrza polskiej komedii. Zbyt duży zbieg okoliczności. Nie wydaje mi się też możliwe, żeby Bareja tych filmów nie widział. W czasach peerelowskiej posuchy raczej oglądało się wszystko, bo każdy dobry film na ekranach był jak święto.

A skoro już przy inspiracjach jesteśmy, to sam "Dzięcioł" jest, moim zdaniem, ewidentnie inspirowany o rok wcześniejszym "Polowaniem na muchy" Andrzeja Wajdy. W obu filmach głównym bohaterem jest ciapowaty facet, który przez cały film próbuje nieudolnie zdradzić żonę. Obie żony są z kolei dominujące i trzymają naszych bohaterów pod pantoflem. Wreszcie w obu filmach mamy nawet podobne sceny - jak prześmieszny motyw pojechanej imprezy, na którą trafia główny bohater. Ktoś, kto "Polowania..." nie widział a przeczytał teraz o Wajdzie, może się pukać w głowę - jednak zapewniam, "Polowanie..." to nie wajdowskie kino moralnego niepokoju lecz znakomita zjadliwa komedia. Gorąco polecam.

Z wypowiedzi Wajdy wiadomo, że on sam uważał, że "Polowanie..." mu się nie udało. Można jednak powiedzieć - uwaga, teraz mnie poniesie - że to Wajda stworzył Bareję. Gdyby nie "Polowanie...", nie powstałby "Dzięcioł". Gdyby nie "Dzięcioł", nie powstałoby "Nie lubię poniedziałku". No a gdyby nie "Dzięcioł" i "Nie lubię poniedziałku" nie byłoby stylu Barei, jaki znamy i kochamy.

No dobrze, ale starczy już tych teorii spiskowych. Wracając do "Dzięcioła"... Może dość już o tych inspiracjach? No bo czy to jest w ogóle dobry film? Czy dobrze zniósł próbę czasu? Odpowiedź brzmi: jak najbardziej! Scenariusz może nie powala na kolana siłą samej fabuły i historia słomianego wdowca nie odbiega od średniej dla typowych komedii, ale film aż kipi od "barejowskiego" humoru obecnego w absurdalnych dialogach i surrealistycznych scenach. No i mamy przyjemność obcować z plejadą najlepszych polskich aktorów koncertowo grających nawet w króciutkich epizodach - również niczym u Barei. Dla każdego miłośnika twórcy "Misia" "Dzięcioł" to pozycja obowiązkowa.

Film jest dostępny legalnie i za darmo na Jutubie.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Phone Booth (2002) [9/10]

plakat Majstersztyk kina sensacyjnego

Napięcie jak z małej elektrowni, bezbłędny scenariusz i koncertowa gra Farrella. Koniecznie.

Jakoś tak jest, że ograniczona przestrzeń wyzwala w filmowcach niespotykane w innych warunkach pokłady kreatywności. Inny przykład - "Buried".

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Princess and the Frog, The (2009) [9/10]

plakat Disney zaczął dorastać

Dużo lepszy od infantylnego "Tangled". Pierwsza dojrzała bajka Disneya z serii "księżniczkowej". Nie tylko dla dzieci, za to raczej nie dla najmłodszych, bo miejscami dosyć straszna.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Bez daty, bez podpisu / Bedoone Tarikh, Bedoone Emza (2017) [8/10]

plakat Przyzwoity człowiek ma trudniej

Solidny dramat o byciu zżeranym przez poczucie winy. Dupkom jest w życiu łatwiej - nie mają takich problemów.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

W cieniu drzewa / Undir trénu (2017) [9.5/10]

plakat Wojna domowa

Doskonały film - świetnie zagrany, z bardzo dobrym scenariuszem i przekonującymi bohaterami. Nabierający tempa konflikt między sąsiadami przypominał mi trochę fabułę "The War of Roses", co ani trochę nie umniejsza jednak wartości tego obrazu. Niektórym pewnie nie spodoba się zakończenie (mnie się akurat podobało), ale na pewno nie na tyle, żeby ktoś stwierdził, że nie warto było oglądać. Ja gorąco polecam.

A swoją drogą, co jest takiego w tej Islandii, że kręcą tam tyle świetnych filmów? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział islandzki film, który nie byłby co najmniej dobry. Pył wulkaniczny tak na nich działa, czy co?

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Espèces menacées / Endangered Species (2017) [8.5/10]

plakat Znakomity dramat obyczajowy

Znakomity dramat obyczajowy w stylu Altmana (przeplatające się historie "zwykłych ludzi"), ale pozbawiony altmanowskiej ironii. Co nie jest, broń Potworze, żadnym zarzutem - wyjaśniam tylko czego można się spodziewać. Wyróżnia się świetna gra aktorska, pełnokrwiste postaci, scenariusz również jest bardzo dobry, a historie interesujące i ciekawie poprowadzone. Może tylko dwóm z nich twórcy dali zbyt mało czasu ekranowego (zwłaszcza wątkowi córki wychodzącej za starego zgreda), ale z kolei pozostawiło to więcej miejsca dla trzeciej opowieści - o przemocy domowej, najbardziej z nich przejmującej. Gorąco polecam.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Kolejność uczuć (1993) [5/10]

plakat Czy jest na planie reżyser?

Tytułowe pytanie zadawałem sobie podczas projekcji. No bo gdyby był, to chyba by nakazywał powtórki ujęć dotąd, aż aktorzy zaczną grać. Tak, żeby oglądanie gry aktorskiej (nawet Olbrychskiego) nie wywoływało u widzów bólu zębów.

Niestety to nie jedyny zarzut jaki mam wobec tego filmu. Przede wszystkim okropnie kuleje główna intryga - miłość dwojga głównych bohaterów ukazana jest kompletnie nieprzekonująco, momentami zahaczając o poziom południowoamerykńskich telenowel. Rozkrok reżysera/scenarzysty pomiędzy dramatem a komedią nie pomaga, gdyż przejścia od powagi do zgrywy są zrobione strasznie nieporadnie i całość nie układa się w spójną historię.

Okropnie irytująca jest również muzyka - bardzo narzucająca się i prymitywnie ilustracyjna. Ale to już w sumie drobiazg wobec innych wad tego obrazu.

Czemu więc aż 5 gwiazdek? Gdyż pojedyncze sceny czy tylko ujęcia o charakterze komediowym są autentycznie zabawne i zrealizowane z polotem - co niestety jeszcze potęguje uczucie dysonansu, gdy za chwilę przechodzimy do "Zbuntowanego anioła". Naprawdę szkoda, bo to mógł być dobry film. Zmarnowany potencjał.

Jeszcze jedno - zszokowało mnie, że ten film zdobył dwie nagrody dla najlepszego filmu 1993 r. - Złote Lwy i Złotą Kaczkę. Aż sobie więc sprawdziłem listę polskich filmów, które miały premierę w tamtym roku. Byłem ciekawy, czy reżyser dostał nagrody po znajomości, co nie byłoby znowu takie zaskakujące w Polsce, czy też był to naprawdę tak tragiczny rok w polskiej kinematografii. Spodziewałem się tego pierwszego, ale ku mojemu zaskoczeniu to naprawdę mógł być, o zgrozo, najlepszy polski film 1993 r. A ludzie dziś narzekają na poziom polskiego kina...

Film można legalnie i za darmo obejrzeć na Jutubie.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]