Andrzej Wajda odkłada do szafy ojczyznę i kręci brawurową satyrę lekko podlaną surrealizmem. No kto by się spodziewał? Na pewno nie ja. Powstał film do postawienia na tej samej półce, na której trzymacie Rejs i komedie Barei. Warto zaznaczyć, że autorem scenariusza Polowania... jest zresztą Janusz Głowacki, współscenarzysta Rejsu.
Z dostępnej w Internecie wypowiedzi reżysera wynika, że nie uważał tego filmu za udany, co tylko świadczy o tym, że w jego najlepszym okresie arcydzieła wychodziły mu (przynajmniej czasem) nawet mimowolnie.
Zupełnie dla mnie niespodziewanie, bo staram się nie czytać nic o filmach przed ich obejrzeniem, ten obraz okazał się ostrą satyrą na męską ciotowatość, kobiecą pijawkowatość i - właściwie nie wiem jak nazwać zaburzenie psychiczne jednej z bohaterek - oraz na artystowski światek PRL-u i "chjumanistyczną" nowomowę. Główna oś fabularna przedstawia nam perypetie Włodka (Zygmunt Malanowicz), stłamszonego przez żonę pantoflarza, który wikła się w romans z zaborczą kobietą, graną przez Małgorzatę Braunek. Wszystko to okraszone jest znakomitą ścieżką dźwiękową Andrzeja Korzyńskiego, świetną scenografią i kostiumami, rewelacyjną grą aktorską plejady polskich aktorów - często w malutkich brawurowych epizodach (Fedorowicz, Grechuta, Friedmann, Olbrychski).
Warto obejrzeć już dla samej - histerycznie śmiesznej - sceny imprezy w Nieporęcie:
- A kto to jest?
- 100 metrów pomidorów pod wysokim szkłem.
- Kto to jest ta dziewczyna?
- Piwna 58, tatuś na placówce.
No i oczywiście niezapomniany fikcyjny zespół bigbitowy "Bliscy płaczu".
Gorąco polecam, nawet (a może właściwie zwłaszcza) tym, którzy nie przepadają za Wajdą w wydaniu patriotycznym.
Z dostępnej w Internecie wypowiedzi reżysera wynika, że nie uważał tego filmu za udany, co tylko świadczy o tym, że w jego najlepszym okresie arcydzieła wychodziły mu (przynajmniej czasem) nawet mimowolnie.
Zupełnie dla mnie niespodziewanie, bo staram się nie czytać nic o filmach przed ich obejrzeniem, ten obraz okazał się ostrą satyrą na męską ciotowatość, kobiecą pijawkowatość i - właściwie nie wiem jak nazwać zaburzenie psychiczne jednej z bohaterek - oraz na artystowski światek PRL-u i "chjumanistyczną" nowomowę. Główna oś fabularna przedstawia nam perypetie Włodka (Zygmunt Malanowicz), stłamszonego przez żonę pantoflarza, który wikła się w romans z zaborczą kobietą, graną przez Małgorzatę Braunek. Wszystko to okraszone jest znakomitą ścieżką dźwiękową Andrzeja Korzyńskiego, świetną scenografią i kostiumami, rewelacyjną grą aktorską plejady polskich aktorów - często w malutkich brawurowych epizodach (Fedorowicz, Grechuta, Friedmann, Olbrychski).
Warto obejrzeć już dla samej - histerycznie śmiesznej - sceny imprezy w Nieporęcie:
- A kto to jest?
- 100 metrów pomidorów pod wysokim szkłem.
- Kto to jest ta dziewczyna?
- Piwna 58, tatuś na placówce.
No i oczywiście niezapomniany fikcyjny zespół bigbitowy "Bliscy płaczu".
Gorąco polecam, nawet (a może właściwie zwłaszcza) tym, którzy nie przepadają za Wajdą w wydaniu patriotycznym.
No comments:
Post a Comment