Co jakiś czas ktoś się bulwersuje: "Co?! Jak to tak?! Jak to jedynka dla takiego wspaniałego filmu?!". Wyjaśniam więc.
W skrócie. Nie cierpię:
1. taniego sentymentalizmu;
2. szantażu emocjonalnego i moralnego;
3. egzaltacji;
4. klasycznego śpiewu operowego / opery klasycznej.
W tym filmie te cztery elementy zostały wymieszane w dużej ilości w niestrawną papkę i solidnie podsypane drożdżami aż spuchły tak bardzo, że to wszystko eksplodowało mi w twarz niczym grubas z "The Meaning of Life".
"Philadelphia" mogłaby śmiało stanąć na jednej półce z socrealistycznymi produkcyjniakami, bo tyle samo w niej artyzmu.
PS.
Z tą operą to oczywiście tylko szczegół, podobnie jak opłatek z "Sensu życia":
W skrócie. Nie cierpię:
1. taniego sentymentalizmu;
2. szantażu emocjonalnego i moralnego;
3. egzaltacji;
4. klasycznego śpiewu operowego / opery klasycznej.
W tym filmie te cztery elementy zostały wymieszane w dużej ilości w niestrawną papkę i solidnie podsypane drożdżami aż spuchły tak bardzo, że to wszystko eksplodowało mi w twarz niczym grubas z "The Meaning of Life".
"Philadelphia" mogłaby śmiało stanąć na jednej półce z socrealistycznymi produkcyjniakami, bo tyle samo w niej artyzmu.
PS.
Z tą operą to oczywiście tylko szczegół, podobnie jak opłatek z "Sensu życia":
No comments:
Post a Comment