Sal (2018) [5/10]

plakat Ocena tylko 5 na 10, bo film uryw

Pustynia w Kolumbii. Pośród nieziemskiego księżycowego krajobrazu mieszkają ludzie, twardzi niczym nieliczne rośliny, które są w stanie przetrwać w takich warunkach. Zjawia się też ten obcy, człowiek znikąd, bez przeszłości, który tylko przejeżdżał, ale wypadek motocyklowy połączył jego los z mieszkańcami pustyni.

Film ogląda się z prawdziwym zainteresowaniem, głównie dzięki niesamowitym krajobrazom i możliwości podglądania surowego pustynnego życia. Oceniłbym go pewnie jakoś na 7/10, gdyby nie to, że fabuła nagle się urywa - niemal w pół słowa, jakby nagle zabrakło taśmy... Ech... Naprawdę szkoda.

Beznadziejne są też pseudopoetyckie wstawki z jakąś kobietą opowiadającą spoza kadru o tym, jak to pustynia związana jest z morzem oraz idiotyczne, szczątkowe retrospekcje z życia nieznajomego, które i tak niczego nie wyjaśniają, a marnują czas, który można było poświęcić na zakończenie właściwej opowie

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Seks po fińsku / Haarautuvan rakkauden talo (2009) [7/10]

plakat Niezła czarna komedia

Naprawdę niezła czarna komedia. Pomimo sporej dawki humoru, wyczuwalny jest typowo skandynawski duszny depresyjny klimacik, co ja akurat uwielbiam. Dlaczego więc właściwie "tylko" 7/10? Momentami brakuje subtelności i niektóre wątki czy postaci naszkicowane są zbyt grubą kreską (karykaturalny wścibski sąsiad, pewne ...eee... romantyczne wybory bohaterów). Przeszkadzało również nagromadzenie dziwnych zbiegów okoliczności - ja rozumiem, że Finlandia nie jest zbyt gęsto zaludnionym krajem, ale naprawdę wszyscy są tam ze sobą spokrewnieni? Chociaż z drugiej strony użycie patentu rodem z "Dynastii" pozwoliło rozwinąć świetny absurdalny wątek.

Warto obejrzeć.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Portret o zmierzchu / Portret w sumerkach (2011) [8/10]

plakat I jeszcze jeden i jeszcze raz

Sowieckie piekło po raz kolejny. Przerażający portret piekła na Ziemi, widziany oczami rosyjskich, a jakże, twórców. Nasze polskie po-komuchy nazywają twórców rozliczających się z mrocznymi stronami naszej rzeczywistości ubekami, różową hołotą, Żydami lub folksdojczami, o czym można się przekonać, zaglądając na profile Wojciecha Smarzowskiego lub Pawła Pawlikowskiego na portalach filmowych. Nie wątpię więc, że również reżyserka "Portretu..." Angelina Nikonowa uchodzi w swojej liżącej stopy Putasowi ojczyźnie za wroga ludu.

Osobiście bardzo się cieszę, że jest tylu rosyjskich artystów mających odwagę kręcić kolejne filmy w nurcie "kina sowieckiego upadku", którego głównym kapłanem był oczywiście nieodżałowany, przedwcześnie zmarły Aleksiej Bałabanow. A może po prostu inaczej się nie da, jeśli jest się inteligentnym i wrażliwym człowiekiem i mieszka się w Mordorze. A czemu się cieszę? Po pierwsze, prawie zawsze te filmy są co najmniej dobre, a często wręcz genialne, ale mam jeszcze drugi, egoistyczny, powód. Obrazy te są oczywiście potwornie depresyjne, przygnębiające. Mnie jednak, paradoksalnie, poprawiają humor - dobrze jest czasem na zasadzie kontrastu poczuć, że samemu żyje się w naprawdę fajnym kraju.

Ale wystarczy już tych ogólnych rozważań o kinematografii ojczyzny orków i nazguli. Przejdźmy do "Portretu o zmierzchu", skoro wiecie już, że z racji wyjątkowego upodobania do sowieckiego kina, mogę być nieobiektywny. Jeśli chodzi o stężenie okropieństw, które serwuje nam debiutująca reżyserka, to jest to jakieś 0.8-0.9 bałabanowa. Reżyser "Ładunku 200" byłby dumny z takiej naśladowczyni. Do pewnego momentu film ogląda się bez zaskoczeń, jako swoiste "the worst of Russia", bardzo smakowicie zresztą pokazane. Po czym następuje przewrotka fabularna, niczym u Bałabanowa, ale - inaczej niż u Bałabanowa - jest ona absurdalna. Jeśli czytaliście inne recenzje lub komentarze na forach, to pewnie już wiecie o co chodzi, bo trzeba przyznać, że ciężko pisać, czemu ma się wobec tego filmu mieszane uczucia, bez wyjawiania tego fabularnego twistu. Ja jednak spróbuję.

Tym twistem nie jest bynajmniej zdarzenie, które spotyka główną bohaterkę, Marinę (znakomita Olga Dychowicznaja), prawie na samym początku filmu, bo nie jest ono zbytnio zaskakujące - w końcu to Rosja. Twistem jest to, jak w wyniku tego zdarzenia Marina zaczyna postępować. W komentarzach i recenzjach ścierają się dwa poglądy - jej zachowanie jest absurdalne i niewiarygodne psychologicznie bądź też całkiem możliwe i uzasadnione. Niezła sprzeczność, prawda? Oczywiście świadczy to o tym, że film jest kontrowersyjny i skłania do przemyśleń, ale trzeba mieć na uwadze, że jeśli rezultatem tych przemyśleń będzie przystąpienie do frakcji "absurdalistów", to możecie mieć ochotę rzucić kapciem w telewizor, a to w dzisiejszych czasach coraz kosztowniejsze urządzenie (telewizor, nie kapeć). Czujcie się więc ostrzeżeni.

Ja, pomimo tego, że zgadzam się z opinią o absurdalności zachowań Mariny, kapciem nie rzuciłem. Po pierwsze, może rzeczywiście wśród 7 miliardów ludzi na świecie znalazłoby się kilka kobiet, które zachowałyby się równie absurdalnie. Również wśród dzieł filmowych nie trzeba daleko szukać, żeby wspomnieć tylko dużo bardziej absurdalną (końcówka!) "Pianistkę", pupilka krytyki Hanekego. A po drugie, jeśli uda nam się odwiesić do szafy niewiarę w krytyczną decyzję Mariny, to już jej dalsze postępowanie, z tej decyzji wynikające, jest rewelacyjnie pokazane. Bezbronna wobec mieszkańców sowieckiego piekła kobieta nagle zamienia się w socjologa, z poświęceniem badającego "życie seksualne dzikich". Znowu nie chcę wchodzić w szczegóły, ale momentami pojawia się tam wręcz tarantinowski klimat podlanej satyrą makabreski. Prawie w pełni wynagrodziło mi to początkowy niesmak i w ostatecznym rozrachunku mimo wszystko oceniam ten film jako bardzo dobry. Oczywiście nie da się wykluczyć, że gdyby aż do końca był to zwykły dramat o ofierze Mordoru, to byłby on dużo bardziej poruszający i - kto wie - może dużo lepszy. Ale scenarzystki (Nikonowa i Dychowicznaja) postanowiły inaczej i trzeba zmierzyć się z tym, co mamy. Moim zdaniem warto.

Na zakończenie muszę jeszcze dać wyraz swojemu zdumieniu, które ogarnęło mnie po przeczytaniu niektórych recenzji (również recenzji redakcyjnej na pewnym dużym polskim portalu filmowym). Niektórzy recenzenci odsądzają ten film od czci i wiary wyłącznie z powodu tego braku psychologicznego prawdopodobieństwa. Przepraszam? Krytyk filmowy, który stawia taki zarzut? W świecie, w którym co drugi film autorski, brylujący na festiwalach, ma za bohaterów jakieś wydumane konstrukty, których zachowanie nie ma nic wspólnego z ludzkim? Wyżej przywołałem już tragiczną, według mnie, "Pianistkę", ale taką listę można by ciągnąć przez kilka ekranów. Chociażby idiotyczna "Dzika" (7/10 od recenzenta na owym dużym portalu), w której kobieta porywa sobie z lasu wilka i postanawia założyć z nim podstawową komórkę społeczną (ludzie na forum dopatrują się w tym satyry, nie mogąc wręcz uwierzyć, że to zostało nakręcone na poważnie - a zostało). Albo obsypane deszczem nagród "Przełamując fale", gdzie główna bohaterka wmawia sobie, że jej chory mąż wyzdrowieje, jeśli będzie się oddawać robotnikom za pieniądze. Ludzie, którzy nie widzą w powyżej opisanych zachowaniach niczego dziwnego, nie powinni mieć żadnych zastrzeżeń do fabuły "Portretu o zmierzchu".

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Podróż do raju / Paraiso Travel (2008) [7.5/10]

plakat Szczęśliwego Nowego Jorku

Fajny komediodramat o parze 18-letnich kretynów z Kolumbii, którym zamarzyło się życie w Hameryce. Historię oglądamy z punktu widzenia Marlona (Aldemar Correa), który - zakochany na zabój w pięknej Reinie (Angelica Blandon) - daje jej się namówić na nielegalną emigrację do Stanów. Zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku nieznający ani słowa po angielsku idiota gubi się w miejskiej dżungli i nie potrafi wrócić do hostelu, w którym zatrzymał się ze swoją "królową"... Śledzimy więc jego tułaczkę po najbardziej zakazanych rejonach latynoskiego odpowiednika Greenpointu. Jednocześnie, w retrospekcjach Marlona widzimy kolejne etapy gehenny, którą para musiała przejść, aby dotrzeć "na nielegalu" z rodzinnej Kolumbii do USA.

Gdzie tu więc elementy komediowe? Zwłaszcza że na portalach filmowych film ma przypisane gatunki "dramat" lub "melodramat"? Otóż - nie wiem, czy całkiem zgodnie z intencją twórców - głupota Marlona jest tak powalająca, że kolejne nieszczęścia, które go spotykają w Nowym Jorku, począwszy od kretyńskiego zagubienia się, są nieodparcie śmieszne i stanowią jeden z jaśniejszych punktów tego obrazu.

Co jeszcze na plus? Naprawdę mocna (i zupełnie na serio) jest część przedstawiająca podróż (która kosztuje niektórych gigantyczną jak na warunki kolumbijskie kwotę 3000 dolarów, a innych - życie). Ten fragment przypomniał mi inny film o nielegalnych emigrantach (tym razem z Afryki) - o rok wcześniejszy "14 kilometrów", który gorąco polecam. Dobre jest też, zaskakująco nieoczywiste według mnie, zakończenie. No i wreszcie jakoś fajnie jest zobaczyć, że nie tylko polscy emigranci w Stanach to w dużej mierze stado odpadów atomowych.

A co nie zagrało? Elementy melodramatyczne, które też są w filmie obecne pod postacią pięknej nowej znajomej, Milagros (Ana de la Reguera), są strasznie banalne, podobnie jak bajkowa "kariera" naszego wiejskiego głupka. Prosto z baśni Disneya twórcy wyjęli też stado "dobrych wróżek", które Marlon co i rusz napotyka na swej drodze. Wreszcie, strasznie wkurzało mnie, że naszego niby nastoletniego bohatera grał dorosły 25-letni facet (a aktorka grająca Reinę miała wręcz lat 28!). Może gdyby w roli tej występował ktoś w odpowiednim do scenariuszowych deklaracji wieku, głupota jego postępowania nie byłaby aż tak rażąca dla widza.

Pomimo sączącego się miejscami z ekranu bajkowego banału, film oglądało mi się bardzo dobrze i polecam go ludziom zainteresowanym tematem nielegalnej emigracji lub po prostu tym, którzy mają ochotę obejrzeć niezły dramat z elementami (niezamierzenie?) komediowymi. A jeśli ktoś lubi w dodatku prostackie melodramaty, to wręcz pozycja obowiązkowa. Ode mnie ocena 7.5/10.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Barwy ochronne (1976) [8/10]

plakat Stary cynik kontra młody idealista

Na letnim obozie studenckim młodziutki, pełen ideałów, pracownik naukowy przechodzi przyśpieszony kurs życia, pod kierunkiem makiawelicznego docenta.

Zanudzi ogrywa swój chyba ulubiony, poza Bogiem, temat - starcia cynizmu z idealizmem. Ale tym razem (co nie zawsze mu wychodzi, zwłaszcza w późniejszych latach) zrealizowane jest to mistrzowsko. Starcie dwóch osobowości, koncertowo zagranych przez Piotra Garlickiego i (zwłaszcza!) Zbigniewa Zapasiewicza ogląda się z zapartym tchem, chłonąc rewelacyjne dialogi. Niektórzy twierdzą, że siłą tego filmu jest wyłącznie życiowa rola Zapasiewicza, ale moim zdaniem to niesprawiedliwa ocena tego znakomitego filmu. Nawet gorzej zagrany, to byłby nadal bardzo dobry, skłaniający do przemyśleń dramat psychologiczny. Zgrzyta w tym wszystkim jedynie dziwaczny i przerysowany wątek porytego studenta z Torunia, granego w przeszarżowany sposób przez Eugeniusza Priwieziencewa. Natomiast grę Zapasiewicza oceniam mimo wszystko "tylko" na 9.5, gdyż momentami wkrada się tam fałszywa teatralna nuta, co razi tym bardziej, że reszta roli jest wyczesana w kosmos.

Zanudzi do tematu powrócił ćwierć wieku później w filmie "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową"; do tego stopnia, że Zapasiewicz powtarza tam praktycznie tę samą rolę starego (teraz już dużo starszego) cynika. Wyszło to duuuużo gorzej niż w "Barwach ochronnych", co tym bardziej pozwala docenić ten drugi - starszy - obraz.

Film można obejrzeć legalnie i za darmo na Jutubie.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Zabić Jesusa / Matar a Jesús (2017) [8/10]

plakat Zbrodnia i zemsta

Znakomity dramat (leciutko podlany thrillerem) o zbrodni i zemście. Może nie jest specjalnie odkrywczy, ale bardzo realistyczny, przekonująco zagrany i świetnie zrealizowany. Dodatkowo na plus - ukazanie życia w kolumbijskim piekle, gdzie policja rejestruje codziennie od 5 do 10 nowych morderstw.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]

Zamiana (2009) [1/10]

plakat Nawet urywki bolą

Ocena na podstawie recenzji Miecia Masochisty.

[ Filmweb ] [ FDB ] [ IMDB ]